Amatorzy aut z napędem wszystkich kół nie mają lekkiego życia. W przypadku zwykłych samochodów osobowych wybieramy głównie wielkość nadwozia oraz rodzaj i moc silnika. Oczywiście, wszystko w zakresie swoich możliwości finansowych. Kto zaś chce nabyć auto 4x4 – obok wspomnianych gabarytów i silnika – powinien zadecydować też o oczekiwanych zdolnościach terenowych swojego nowego nabytku.
Na dodatek ceny są tu wyraźnie wyższe, więc często może okazać się, że stojące w salonie wymarzone auto jest poza zasięgiem. Ale przecież pozostaje jeszcze rynek wtórny, gdzie ceny są znacznie niższe. Na które rozwiązanie się zdecydować?
Nasza pierwsza para to samochody w cenie około 60 tys. zł. Najtańsze auto 4x4 kosztuje w salonach 41 tys. zł – to Łada 4x4, która jednak nie jest propozycją zbyt atrakcyjną. Rosyjskie auto przegrywa w takich kategoriach, jak jakość wykończenia, komfort jazdy, oferowana przestrzeń. Jest prostą terenówką, jednak wyraźnie większym zainteresowaniem nabywców takich aut cieszy się znacznie solidniej wykonane Suzuki Jimny.
Nas bardziej zainteresowała oferta Dacii – najtańszy Duster 4x4 wymaga wydania 49 900 zł. Oczywiście, warto przygotować się na nieco większe wydatki. Podstawowa (dla napędu 4x4) wersja Ambiance ma co prawda ABS, 4 poduszki powietrzne, centralny zamek i elektrycznie sterowane szyby przednie, ale trudno wyobrazić sobie nowy samochód bez kilku dodatków: dzielonej kanapy tylnej, klimatyzacji, radia. Kilka elementów z listy opcji po prostu warto zamówić, bo po latach będzie znacznie łatwiej odsprzedać auto.
Cena za Dustera 1.6 4x4 rośnie nam do około 56 tys. zł. W dalszym ciągu, jak na nowe auto, to atrakcyjna kwota. Atutem Dustera z pewnością będą rozsądne koszty eksploatacji. Średnie zużycie benzyny dla tej wersji wyniosło w redakcyjnym teście 8,8 l/100 km, w salonie skorzystać można z rozszerzenia gwarancji ze standardowych 3 lat do 5 lat (pozostaje limit przebiegu 100 tys. km), promocyjnego kredytu oraz ubezpieczenia. Usterki nie powinne być nadzywczaj dokuczliwe, większosć ewentualnych napraw serwis wykona bezpłatnie. Ponieważ nabywcy Dustera raczej zależy na niskich kosztach eksploatacji i niewielkim ryzyku drogich napraw, konkurenta szukaliśmy dla niego w tej samej klasie.
Oczywiście, 60 tys. zł pozwala nabyć auto dowolnego segmentu 4x4 (ekstremalna terenówka, ekskluzywny SUV, uniwersalne, pikap), ale to drogie propozycje i za nasze pieniądze dostalibyśmy leciwe egzemplarze, kosztowne w eksploatacji.
Szukaliśmy więc niezbyt dużego SUV-a (żeby był jak najmłodszy), najlepiej z silnikiem wysokoprężnym. Uwagę przyciągają oferty Nissana – Qashqai jest autem bardzo popularnym, choć śledząc oferty trzeba mieć na uwadze, że zdecydowana większosć egzemplarzy wyjechała z salonów jedynie z przednim napędem i podstawowymi silnikami 1.5 dCi lub 1.6.
Dla nas – amatorów odmian 4x4 – wymaga to dłuższego poszukiwania i oznacza nieco wyższe ceny. Jakie są zalety Nissana w stosunku do Dacii? Przede wszystkim to znacznie lepsza jakość materiałów wykończeniowych oraz wyższy prestiż modelu. Bez kłopotów znajdziemy egzemplarz wyśmienicie wyposażony – może mieć potężne okno dachowe, dwustrefową klimatyzację automatyczną, nawigację z dużym ekranem, ESP. To dodatki w ogóle nieosiągalne dla Dustera lub wymagające dużo wyższych wydatków niż zakładane przez nas 55-60 tys. Bardzo istotnym atutem dla wielu kupujących może być dostępność wersji siedmioosobowej (Qashqai +2) oraz automatycznej skrzyni przekładniowej.
Nawet mały SUV często musi stawić czoła potrzebom rodziny. Obydwa auta mają wnętrza i bagażniki bardzo zbliżone pod względem pojemności, co bierze się z… identycznej długości nadwozii (4315 mm). Nie są to nadzwyczaj praktyczne czy pojemne samochody, ale też trzeba przyznać, że dostępne gabaryty wykorzystano poprawnie.
Wydawałoby się, że pod względem ekonomicznym samochód używany ma nad nowym wyłącznie zalety. Tak łatwo jednak nie jest. Problemy zaczynają się już podczas kupowania – w przypadku Dustera to sama przyjemność: idziemy do salonu, dobieramy dodatki, kolor – i po sprawie. Tymczasem używane auta to loteria, na której można i wygrać, i stracić. Z Nissanem jest o tyle łatwo, że spotkać można egzemplarze z polskich salonów, od pierwszego właściciela. To oczywiście upraszcza sprawę, ale nie zwalnia od konieczności żmudnej oceny kolejnych egzemplarzy.
Podczas oględzin zwracamy uwagę zarówno na ewentualne wypadki, jak i na stan mechaniki – wiele odsprzedawanych aut pokonało już ponad 100 tys. km, poza tym oglądamy Qashqaie 4-, 5-letnie, które nie mają już gwarancji. Niestety, to może oznaczać wydatki. Co prawda, zużycie oleju napędowego wygląda przyzwoicie – średnio to 6,7 l/100 km (wciąż dobry rezultat, choć nowszy diesel 1.6 z manualną przekładnią zadowala się wielkością 6,4 l), ale nie można zapominać o potencjalnych wydatkach.
Granica 100 tys. km we współczesnym dieslu oznacza zazwyczaj pierwsze kłopoty z osprzętem jednostki napędowej – turbosprężarką, filtrem cząstek stałych, wtryskiwaczami czy dwumasowym kołem zamachowym (to ostatnie nie występuje z „automatem”). Niestety, wysokoprężnym dwulitrówkom Nissana zdarzały się też przypadki poważniejszych uszkodzeń, prowadzących do konieczności wymiany całego silnika (w serwisach aukcyjnych takie jednostki bez osprzętu wymagają wydania około 5000 zł).
Inne przypadłości Nissana? Szczególnie na początku produkcji ogłaszane były liczne, drobne akcje serwisowe. Nie wszystko zostało naprawione, pojawiają się przede wszystkim usterki związane z podwoziem (stukające kolumny McPhersona, zużyte amortyzatory, łączniki stabilizatorów) i niedostatki wykończenia wnętrza (skrzypienia, stuki) itp.
Jeśli kryterium eksploatacji poza drogami utwardzonymi jest jakkolwiek istotne, warto pomyśleć jednak o Dusterze. Auta reprezentują co prawda ten sam segment (lekkie SUV-y o uproszczonej budowie z samonośnym nadwoziem i niezależnym zawieszeniem wszystkich kół) i mają taki sam układ przeniesienia napędu do tylnej osi (być może nawet dokładnie taki sam – przecież obydwie marki należą do Renaulta). Rumuńskie auto ma jednak zdecydowanie tańsze elementy, takie jak zderzaki czy osłony, które narażone są na uszkodzenie w terenie. Poza tym znajdziemy tu wyraźnie lepiej ukształtowane nadwozie (kąty natarcia, zejścia), wyższy prześwit i korzystniej pracujące zawieszenie (lepsze wykrzyżowanie).
Zupełnie inna jest druga para aut. Honda była jedną z pierwszych firm (jeszcze w latach 90.), która zaoferowała delikatne SUV-y z napędem 4x4, znacznie lepiej spisujące się na asfalcie niż w trudnym terenie. Przez lata do perfekcji dopracowała funkcjonalność wnętrza i układ jezdny. Obszerny bagażnik, wygodne fotele z wszechstronną regulacją (również tylnej kanapy) – Honda z pewnością spodoba się nie tylko rodzinom. Obecnie można jeszcze kupić w salonie trzecią generację modelu, już niebawem zastąpi ją kolejna.
Jeśli zadowolimy się silnikiem benzynowym i w miarę skromnym wyposażeniem Comfort, to na auto wystarczy „stówa”. Zaoszczędzenie 5000 zł na najuboższej odmianie S chyba mija się z celem – auto tej klasy bez klimatyzacji po prostu nie przystoi. Za to w Comforcie mamy dwustrefową automatyczną „klimę”, przyjemną tapicerkę (z elementami alcantary) i podstawowy sprzęt audio (nierewelacyjny, ale jest). Praktyczna dwupoziomowa podłoga bagażnika dostępna jest co prawda dopiero z wyższymi liniami wyposażenia, za to możemy cieszyć się z przyzwoitej jakości wykończenia wnętrza.
Koszty utrzymania Hondy CR-V z benzynowym silnikiem w miarę łatwo przewidzieć. Średnie spalanie 7,9 l/100 km mnożymy przez cenę litra bezołowiowej i przewidywany przebieg. Do tego doroczny przegląd za około 1000-1500 zł i… to wszystko. Nowe auto z trzyletnią gwarancją nie powinno już zaskakiwać innymi usterkami (w przeciwieństwie do diesla i-DTEC, w którym sporadycznie, ale zdarzają się problemy). Rdzewiejąca tylna klapa zazwyczaj naprawiana była na gwarancji.
Używanego Land Cruisera za 120 tys. zł kupimy bez kłopotu. Będzie to egzemplarz 4-letni. Spyta ktoś: używane, dość stare auto za 100 tysięcy? Niestety, takie są ceny Land Cruiserów. Nie dziwią, gdy zestawi się je z cenami w salonach – nowy model Land Cruiser 150 (następca „120”) z w miarę przyzwoitym wyposażeniem kosztuje grubo ponad 200 tys. zł!
Część pieniędzy idzie zapewne na opłacenie legendy marki, ale trzeba uczciwie przyznać, że Land Cruiser 120 to auto bardzo dobre i wszechstronne. Należy do coraz rzadszej grupy pojazdów, które równie dobrze czują się w błocie, jak i w mieście czy na autostradzie. Auto ma całkowicie odmienną budowę niż CR-V – ramowe nadwozie, sztywny tylny most, przekładnię redukcyjną. To wszystko przydaje się tylko poza asfaltem, dlatego jeżeli nie zamierzamy opuszczać utartych szlaków, takie auto nie ma sensu.
W mieście czy na trasie również mamy z czego skorzystać – stały napęd wszystkich kół z centralnym dyferencjałem to rozwiązanie bez kompromisów, dające pełnię bezpieczeństwa i z pewnością lepsze niż dołączane automatycznie międzyosiowe sprzęgło Hondy. Również w kwestii nadwozia Land Cruiser ma liczne zalety: dobre materiały, dużo przestrzeni (w odmianie 5-drzwiowej, wersja 3d też wypada nieźle, ale – oczywiście – jest mniej praktyczna), wygodne siedziska, wiele komfortowych dodatków.
Wiele egzemplarzy wyposażonych zostało fabrycznie w trzeci rząd siedzeń. Można na nim upakować aż trzy osoby (wtedy mamy terenowy autobus), ale jest też wada – siedzonka składają się niewygodnie na boki bagażnika, znacząco ograniczając jego codzienną funkcjonalność.
Czytając pochwały pod adresem Land Cruisera, możesz się zastanawiać, po co w ogóle oglądać inne auta, skoro to jest tak dobre? Aż tak różowo, to nie jest. Za przyjemność jazdy solidną terenówką trzeba zapłacić. Średnie zużycie oleju napędowego wynosi niemal 10 l/100 km, w mieście czy w terenie będzie to zazwyczaj 12-13 l. Ramowa budowa wiąże się z utrudnieniami w postaci chociażby ociężałości na zakrętach.
Trochę gorsza jest też precyzja prowadzenia oraz komfort. Po części odpowiada za to sztywna oś tylna, po części – wyraźnie podniesiony środek ciężkości. Jeśli jednak kręci nas jazda po bezdrożach i będziemy korzystali z możliwości bezstresowej podróży po szutrowych drogach czy w terenie, to asfaltowe ograniczenia nie będą miały większego znaczenia. Takie auto podatne jest na offroadowy tuning, pozwalający zmienić je w naprawdę dzielną terenówkę.
Niestety – w przeciwieństwie do kosztującej tyle samo Hondy – nie przewidzimy tu już tak precyzyjnie kosztów eksploatacji. Land Cruiser nie jest przesadnie awaryjny, ale ma kilka punktów zapalnych. Typowe usterki dotyczą np. zużytej przekładni hydrokinetycznej skrzyni automatycznej. Element można regenerować, ale cała procedura i tak pochłonie około 2000 zł.
Nieprawidłowości podwozia albo niosą za sobą konieczność wymiany tanich, drobnych elementów (jak łączniki stabilizatorów) albo znacznie poważniejszych – jak czujnika położenia tylnego zawieszenia czy całych miechów (w autach wyposażonych w pneumatykę). Wprowadzone modernizacje silników wysokoprężnych, oprócz oszczędności i poprawy dynamiki, przyniosły też negatywny skutek – zdarzają się wypalenia tłoków skutkujące koniecznością wymiany całego motoru! Warto też wiedzieć, że więcej kosztuje podstawowa eksploatacja – przeglądy, wymiany olejów, opon itp.
Nie odradzamy bynajmniej zakupu samochodu tej klasy co Land Cruiser – trzeba mieć jednak świadomość wyższych kosztów eksploatacji takiego „kolosa”.Wybierając pomiędzy Hondą CR-V a starszą Toyotą Land Cruiser, trzeba najpierw odpowiedzieć sobie na dwa pytania: po pierwsze: na ile chcemy i wykorzystamy jej możliwości terenowe, po drugie zaś: czy będzie nas stać na wyższe koszty eksploatacji.
Nowy czy używany? Pytanie w dalszym ciągu pozostaje bez jednoznacznej odpowiedzi. Istotne są koszty, ale do porównania wzięliśmy auta częściowo lub całkowicie różnych klas i auta nowe wcale nie stoją na straconej pozycji – stosunkowo łatwo przewidzieć wydatki na eksploatację, a ich utrata wartości nie jest aż tak wielka. W przypadku używanych diesli trzeba liczyć się z tym, że wystąpią awarie, które mogą okazać się kosztowne do usunięcia.