Od czasu upowszechnienia się fotografii cyfrowej koniec tej tradycyjnej, wykonywanej na materiałach światłoczułych, obwieszczano już kilkakrotnie. I co? I nic. Klasyczna fotografia ma się dobrze. Wprawdzie z rynku komercyjnego została niemal całkowicie wypchnięta, jednak w niektórych dziedzinach w dalszym ciągu jest niezastąpiona. Najlepsze matryce dorównują ostrością drobnoziarnistemu filmowi, ale nie są w stanie uzyskać takiej dynamiki obrazu. A efektu, jaki otrzymamy, fotografując kamerą wielkoformatową, nie przebiła jeszcze żadna przystawka cyfrowa. Jednak tym razem nie interesują nas aspekty techniczne, liczba megapikseli czy rozdzielczość. Skupiamy się wyłącznie na estetycznej stronie fotografii, wracamy do jej źródeł. Do tego, co najistotniejsze, a co zostało zapomniane bądź zagubione gdzieś po drodze.
Dzisiaj ludzie pokazują byle co, byle jak, byle szybciej puszczają obraz w świat. Mało kto skupia się na jego estetyce, dopracowaniu, a to przecież jest podstawa: kadr, kompozycja, naświetlenie. Dlatego fotografii na filmach nie można traktować jako uwstecznianie się, ale jako naukę i powrót do dobrych praktyk. Mając do dyspozycji 36 klatek na filmie małoobrazkowym, człowiek, zanim naciśnie spust migawki, pomyśli trzy razy, obejdzie wkoło to, co chce sfotografować, przemyśli kadr, sprawdzi parametry ekspozycji. Z cyfrą w ręce przeważnie włącza się opcja „japoński turysta”, a wyłącza myślenie.
Żeby porozmawiać o klasycznej fotografii i zrobić przy tej okazji kilka zdjęć, spotykamy się z Wojciechem Zawadzkim, fotografikiem z Jeleniej Góry. Zabiera nas i swojego Sinara na krótką wycieczkę po okolicy. Efektem są zamieszczone tu refleksje nad dzisiejszą fotografią oraz kilka czarno-białych i kolorowych zdjęć.
Narzędziem pracy fotografa są aparat, światłomierz i statyw, i na tym zazwyczaj skupia się uwagę. Planując i organizując plener, warto jednak pomyśleć o innych aspektach. Genialne zdjęcie można zrobić niedaleko, czasem dosłownie zatrzymując się przy drodze, ale zdarza się też jechać setki bądź tysiące kilometrów, by dotrzeć do miejsca, które rozpaliło wyobraźnię fotografa, zainspirowało go. Klifowe wybrzeże Normandii, fiordy Skandynawii, szczyty Alp bądź niezwykłe formacje skalne, jak bułgarskie Pobiti Kamani czy nasze Błędne Skały – trudno skupić się na „wyciągnięciu” z nich całego potencjału, kiedy po kilku- lub kilkunastogodzinnej podróży jesteś tak połamany, jakbyś ostatni miesiąc spędził, wiosłując pod pokładem galery.
Škoda Superb zapewni nie tylko komfort podróżowania, ale też, za sprawą dużego bagażnika, wygodę pakowania. Organizując wyjazd, często zbiera się kilka osób, a to oznacza górę plecaków, toreb, las statywów. Gdzieś to trzeba upchnąć, a perspektywa przejechania kilkuset kilometrów ze sprzętem pod nogami, na kolanach i za głową potrafi ostudzić zapał i zabić wenę. Co więcej, gdyby komuś zachciało się fotografować w technice mokrego kolodionu, która wymaga holowania ze sobą ciemni, Superb też podoła temu zadaniu. Ten stosowany w XIX wieku proces był kłopotliwy ze względu na konieczność naświetlenia szklanej płyty niezwłocznie po naniesieniu na nią substancji światłoczułej i natychmiastowego wywołania po zrobieniu zdjęcia. Fotograf musiał wozić ze sobą całą chemię niezbędną w tym procesie i dzisiaj jest spora grupa osób, które pracują w tej dość uciążliwej technice. Polecamy im Superba Kombi. Jeśli dobrze zagospodarują przestrzeń, to nawet zorganizują ciemnię w bagażniku.
Za Škodą Superb przemawia też opcjonalny napęd na wszystkie koła. Fotografując jesienią lub zimą, musimy pogodzić się ze zmiennymi i zdradliwymi warunkami, jakie czekają na kierowców, i to nie tylko w górach. Kręte, mokre, ośnieżone lub pokryte warstwą mokrych liści drogi, szutrowe nawierzchnie, spadające na drogę odłamki skał – długo można by wymieniać czynniki, które wymagają refleksu od kierowcy i stabilności od samochodu.
Zepchnięcie fotografii tradycyjnej na margines nie oznacza, że zajmują się nią wyłącznie hobbyści-amatorzy, wciąż jest narzędziem pracy wielu fotografików. Rynek fotografii kolekcjonerskiej ma się dobrze, są jeszcze ludzie, którzy nie chcą karmić oczu byle czym. Jeżeli ktoś nie miał na żywo styczności z odbitkami srebrowymi (czy nawet wysokiej jakości wydrukami kolekcjonerskimi), warto wybrać się na wystawę, na której są prezentowane fotografie wykonane kamerą wielkoformatową. Na pewno zdziwienie wywoła m.in. to, jak długo można oglądać jedno zdjęcie, jak wiele detali, subtelnych przejść tonalnych na nich się odkryje, jakie historie są zapisane w jego półcieniach.
Fotografia tradycyjna ma coraz szersze grono zwolenników w wersji hybrydowej. Fotografują na filmach, wywołują je i skanują do pliku cyfrowego, z którego wykonują powiększenia. Jeżeli ktoś nie ma możliwości, nie czuje się na siłach lub zwyczajnie nie ma czasu na zabawę pod powiększalnikiem, może odnajdzie się w takim systemie pracy. Współczesne metody wydruku zapewniają doskonałą jakość obrazu, chociaż jak twierdzi Wojciech Zawadzki – i trudno się z nim nie zgodzić – klasyczna odbitka srebrowa jest szlachetniejsza. Można odnieść wrażenie, że odpowiednio oświetlona na swój sposób świeci.