Jeszcze kilkanaście lat temu korozja była jednym z głównych kłopotów właścicieli aut (szczególnie jeśli pochodziły z tzw. bloku wschodniego, ale nie tylko). Problemy z Fiatami 126p zna chyba każdy. Trzymając się naszego segmentu, wystarczy przypomnieć jakość nadwozia Łady Nivy czy Honkerów.
Wydaje się, że obecnie wiele osób liczy na wysoką jakość samochodów i nie zwraca uwagi na zabezpieczenie nadwozia oraz ramy przed korozją. Wystarczą jednak proste oględziny niemal dowolnego samochodu, by przekonać się, że to naprawdę duży błąd! W kilkuletnim aucie bez kłopotu odnajdziemy rdzawe naloty.
Nasz model to Nissan NP300, wyprodukowany w Japonii, w 2008 r. Z samochodem udaliśmy się do podwarszawskiego warsztatu, by dokonać oględzin i prześledzić poszczególne etapy zabezpieczenia antykorozyjnego. Okazało się, że nadwozie jest wolne od korozji, ale rude ślady dość licznie zagnieździły się na ramie.
Na szczęście to tylko powierzchowne uszkodzenia, jeszcze niezagrażające trwałości ramy. Jak przekonywał nas właściciel warsztatu Automillenium, Winicjusz Jakubowski, samochód, biorąc pod uwagę jego wiek, znajduje się w bardzo przyzwoitym stanie! Ślady korozji odkrywał on bowiem nawet w nowych pojazdach, które przyjechały na profilaktyczne zabezpieczenie.
Jeśli już podejmiemy decyzję o konieczności wykonania dodatkowego zabezpieczenia, czas na wybór metody. Najlepiej byłoby rozebrać auto na czynniki pierwsze, ale koszt takiej operacji wyniósłby dziesiątki tysięcy złotych. Nie ma jednak sensu powierzchowne oczyszczenie i naniesienie na wszystko warstwy taniego preparatu. Może uda się przeprowadzić cały zabieg za kilkaset złotych, ale z pewnością nie wystarczy to na długo.
Solidne zabezpieczenie to podstawa
Naszym zdaniem złoty środek to przeprowadzenie operacji według opisanego przez nas schematu: czyszczenie, częściowe rozebranie auta, oczyszczenie korozji, zabezpieczenie chemiczne, lakierowanie i naniesienie ochronnej warstwy gumowej. Ostateczna cena zależy od wielkości auta i rozmiaru rzeczywistych uszkodzeń (co przekłada się na ilość zużytego materiału, czas pracy mechanika itp.), ale licząc realnie, będzie to co najmniej 2000 zł, najczęściej – ok. 3000 zł.
Pierwszy etap to umycie samochodu. Może on trwać nawet kilka godzin, a podczas rozbiórki przekonamy się, że w zakamarkach nie brakuje błota, piachu i zanieczyszczeń, które później trzeba będzie usunąć. Samochód warto zostawić na dzień lub dwa dni, by go wysuszyć. Aby dokładnie oczyścić poszczególne części z korozji, warto zdemontować sporo elementów: zderzaki, błotniki, ewentualne orurowanie czy płyty osłonowe. W przypadku pikapów opłaca się też zdjęcie całej skrzyni ładunkowej – to bardzo prosta czynność, a później znacząco ułatwi dalsze prace przy ramie.
Kolejnym etapem jest doczyszczenie wszystkich miejsc, dostępnych po rozebraniu auta. Wbrew pozorom na tym etapie na podłodze pojawi się zapewne kilka kilogramów błota! Dopiero teraz przychodzi czas na właściwe oczyszczenie elementów stalowych z korozji. Tak naprawdę każda metoda czyszczenia jest dobra – w jednym miejscu sprawdzi się zwykła szczotka druciana, innym razem najlepsze efekty przyniesie tarcza założona na szlifierkę. Dużym ułatwieniem jest użycie małej, przenośnej piaskarki. Odpowiednio dobrane drobinki piasku pozwalają dostać się do gołej blachy. Jednak użycie urządzenia wymaga pewnej wprawy, tak by nie przesadzić z ciśnieniem piasku czy odległością pomiędzy dyszą a czyszczonym elementem.
W przypadku ramy nie ma to większego znaczenia, ale cienkie blachy łatwo uszkodzić. Niestety, może się okazać, że w wielu miejscach konieczne okażą się drobne prace blacharskie – oczyszczenie korozji pozwoli odkryć… np. dziury w podłodze. Następnie można przejść do właściwego zabezpieczenia. Przygotowane uprzednio elementy przecieramy rozpuszczalnikiem, który zapewni dokładne odtłuszczenie. Następnie spryskujemy je środkiem chemicznym wiążącym resztki rdzy, by odizolować je od stalowego podłoża. Czas na kolejną przerwę – samochód musi stać co najmniej dobę. Następny etap to praca dla… lakiernika. Oczyszczoną i przygotowaną ramę trzeba bowiem pokryć lakierem podkładowym, a po kilku godzinach nałożyć czarny lakier.
Po odczekaniu kolejnej doby, potrzebnej na wyschnięcie lakieru, pora na położenie właściwej, gumowej warstwy ochronnej. Na powierzchniach, które nie były czyszczone do metalu (np. wewnętrzna strona błotników), bezpośrednio po oczyszczeniu nakładamy warstwę gumy. Taka sama powierzchnia ochronna pojawiła się na spodzie kabiny oraz zdemontowanej wcześniej skrzyni ładunkowej. Z naszą karoserią mechanicy mieli zdecydowanie mniej pracy niż z ramą, jednak nie jest to reguła.
Kropkę nad „i” można postawić poprzez wstrzyknięcie do profili zamkniętych warstwy ochronnego wosku. Użycie pistoletu i wysokiego ciśnienia (6 atm) gwarantuje dotarcie preparatu do najdalszych zakątków ramy. W czasie wykonywania prac przy samochodzie do profesjonalnego warsztatu trafiły osłony podwozia, a na osobnym stanowisku został zabezpieczony zbiornik paliwa.
Montaż wcześniej zdjętych elementów stanowi już jedynie „formalność”. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze poddania felg procesowi odnowienia. Mimo że korozjaw tym przypadku ma wpływ tylko na estetykę, to jednak bardzo rzuca się w oczy.
Osłony podwozia
Dwa lata temu auto wyposażyliśmy w płyty firmy Sheriff (oslonypodwozia.pl) chroniące silnik, skrzynię itp. Komplet kosztował 900 zł i doskonale spełnił zadanie, co widać po licznych rysach i wgnieceniach. Niestety, nie wyglądały one najlepiej – podczas zakupu warto mieć na względzie, że kiedyś trzeba będzie je odnowić.
ZOBACZ WIDEO: